28.09.2021

Ceny ciepła wzrosną jeszcze w tym roku nawet o ponad 30 proc.

Od 10 do 35 proc. – tyle wynoszą podwyżki opłat za ciepło (ogrzewanie) w tych przedsiębiorstwach ciepłowniczych, które już mają zatwierdzone (przez Urząd Regulacji Energetyki) nowe stawki za energię cieplną na rozpoczynający się sezon grzewczy. W pozostałych firmach ciepłowniczych, którym URE jeszcze nie zatwierdził taryf, ceny wzrosną jeszcze w tym roku podobnie, a może nawet bardziej – ze względu na to, że w ostatnich kilku tygodniach drastycznie wzrosły ceny gazu i węgla.

W Polsce funkcjonuje ponad 400 przedsiębiorstw ciepłowniczych. Ich sieć ciepłownicza dostarcza ciepło (ogrzewa) i ciepłą wodę użytkową (do mycia) 42 proc. gospodarstw domowych w całym kraju i ponad 60 proc. gospodarstw domowych w miastach. W polskich miastach bowiem większość osób mieszka w blokach i kamienicach, które u nas na ogół ogrzewane są ciepłem z sieci, z ciepłociągu (Polska należy w UE do pierwszej trójki krajów z najbardziej rozwiniętą siecią ciepłowniczą).

Dla tych, którzy mają takie ogrzewanie, nie mamy dobrych wieści. Bo czekają ich drastyczne podwyżki opłat za ciepło. Wynikają one z ogromnego wzrostu kosztów, jaki dotknął w tym roku elektrociepłownie i ciepłownie w Polsce, zwłaszcza te węglowe. Z czego ten wzrost się wziął?

Po pierwsze wszystkie większe, czyli te ogrzewające duże i średnie miasta w Polsce, ciepłownie i elektrociepłownie węglowe oraz gazowe (o mocy powyżej 20 MW) są objęte unijnym systemem redukcji emisji dwutlenku węgla i muszą w związku z tym płacić za emisję CO2. Tymczasem ceny uprawnień do emisji CO2 w ramach unijnego handlu emisjami (EU ETS) wzrosły w tym roku o ponad 100 proc. W zeszłym roku przekraczały one poziom 20 euro, pod koniec 2020 r. doszły do 30 euro, a obecnie wynoszą już ponad 60 euro za tonę.

Przy takim poziomie cenowym zakup uprawnień do emisji CO2 jest obecnie głównym kosztem ciepłowni i elektrociepłowni węglowych, objętych obowiązkiem płacenia za tę emisję. Dziś płacą one więcej za te uprawnienia niż za opał do produkcji energii. Według danych Izby Gospodarczej „Ciepłownictwo Polskie” już przy cenach uprawnień do emisji CO2 na poziomie pięćdziesięciu kilku euro za tonę ich zakup stanowił od 35 do 60 proc. kosztów elektrociepłowni i ciepłowni węglowych, a dwa razy mniej w przypadku elektrociepłowni i ciepłowni gazowych (ze względu na to, że one emitują dwa razy mniej dwutlenku węgla niż węglowe).

A trzeba pamiętać o tym, że polskie ciepłownie i elektrociepłownie wciąż produkują energię głównie z węgla. W ich strukturze paliwowej węgiel stanowi wciąż około 69-70 proc. (szacunkowe dane IGCP za 2020 r.) i jego udział na razie spada powoli (w 2019 r. według danych URE wynosił 71 proc., w 2002 r. – 82 proc.).

To jednak nie wszystko, bo jak wskazuje Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie, w ostatnich kilku tygodniach gwałtownie skoczyły hurtowe ceny gazu – aż o 300 proc., a węgiel na międzynarodowym rynku (ARA) zdrożał o 100 proc.

Sytuacja jest dramatyczna, z kilku powodów. Po pierwsze przedsiębiorstwa ciepłownicze w Polsce jeszcze nigdy dotąd nie spotkały się z tak dużym wzrostem kosztów. W ślad za tym bezprecedensowa jest i będzie także skala podwyżek opłat za ciepło (tak dużych podwyżek dotychczas nie było – ceny rosły co najwyżej o kilka procent rocznie). Po drugie branża ciepłownicza w Polsce od lat zmaga się z niską rentownością (niską opłacalnością). W 2019 r. była ona – według danych URE – ujemna, to znaczy, że firmy ciepłownicze w naszym kraju zamiast zysków przynosiły straty. I już od dekady mają wskaźniki dochodowości poniżej poziomu uznawanego za bezpieczny.

Przy tak niskiej dochodowości od dawna brakuje im wystarczających środków na inwestycje. I to jest główny powód, dla którego tak wolno przestawiają się z węgla na inne źródła ciepła, bo to wymaga bardzo kosztownych inwestycji. Niestety, przy tak wysokich cenach uprawnień do emisji CO2 kondycja firm ciepłowniczych w Polsce jeszcze bardziej się pogorszy, bo koszty zakupu tych uprawnień nie tylko pozbawiają ich środków na inwestycje, ale też sprawiają, że nie mogą one sięgnąć po kredyty i różne środki pomocowe (np. z funduszy unijnych) na inwestycje. Bo przy tak niskim poziomie rentowności ich inwestycje nie są „bankowalne” (to znaczy banki nie uznają je za takie, które wygenerują odpowiednio duży dochód, by spłacić kredyt zaciągnięty na inwestycję).

Branża stara się więc o zmiany systemowe, które podniosą jej rentowność (chodzi m.in. o sposób ustalania taryf za ciepło). Ale takie zmiany nie wystarczą. Potrzebne im też będą duże środki pomocowe, np. z Krajowego Planu Odbudowy, na inwestycje, dzięki którym będą mogły się przestawić z węgla na inne źródła energii. I niezbędne jest jeszcze to, żeby zahamować dalszy wzrost cen uprawnień do emisji CO2. Bo jeśli one będą dalej rosły, i to tak gwałtownie, jak dotychczas, to nasza branża ciepłownicza nie będzie miała szans, żeby się podnieść.

Dlatego tak ważna jest m.in. planowana modyfikacja unijnego systemu handlu emisjami (służąca temu, by wzrost cen uprawnień do emisji nie był tak gwałtowny, by nie były one wynikiem spekulacji rynkowych – tak, jak ma to miejsce obecnie) oraz to, by w ramach nowego unijnego planu klimatycznego, Pakietu Fit for 55, dać branży ciepłowniczej – tak, jak i innym branżom, które na obszarze UE muszą płacić za emisję CO2 – więcej czasu na dostosowanie się do tych zmian, do nowych, bardziej ambitnych planów zwiększenia redukcji emisji CO2 (Fit for 55 przewiduje większą niż dotychczas planowano redukcję emisji CO2 do 2030 r.).

Niezależnie jednak od tego, musimy być gotowi, że ceny ciepła w Polsce będą w najbliższych latach bardzo szybko rosły. Bo branża ciepłownicza w naszym kraju będzie musiała bardzo dużo inwestować w przestawienie się z węgla na inne źródła energii, a przynajmniej część kosztów tych inwestycji będą musieli pokryć odbiorcy ciepła – w jego cenach.

Jest jednak sposób na to, żeby te podwyżki odczuć mniej boleśnie. Ten sposób to unikanie marnotrawienia energii cieplnej, oszczędne i bardziej racjonalne jej wykorzystywanie, stosowanie podzielników ciepła, termomodernizacja budynków itd. Bo pod tym względem mamy w Polsce jeszcze bardzo dużo do zrobienia.

Na koniec warto wspomnieć, że w przypadku ogrzewania budynków przez sieć ciepłowniczą (to tzw. ciepło systemowe) emisja bardzo szkodliwego dla zdrowia pyłu zawieszonego (PM10 i PM2,5) jest 100 razy mniejsza, a rakotwórczego benzoapirenu – 200 razy mniejsza, niż w przypadku budynków, które ogrzewają się własnymi piecami (to porównanie dotyczy przede wszystkim pieców na opał stały: węgiel czy drewno). Emitują też mniej CO2. Dlatego, że ciepłownie i elektrociepłownie wyposażone są w lepsze systemy spalania oraz w filtry na kominach, które wyłapują szkodliwe substancje. Jeśli więc nawet wciąż używają do produkcji energii głównie węgla, to i tak są dużo bardziej przyjazne dla środowiska i klimatu niż piece indywidualne.

Jacek Krzemiński