21.09.2021

Producenci materiałów budowlanych w Polsce: polityka klimatyczna UE grozi nam likwidacją

Naszemu krajowi grozi, że już niedługo będą u nas masowo upadać cementownie, fabryki płytek ceramicznych i ceramiki sanitarnej, huty (metali i szkła), zakłady wapiennicze, gipsowe, chemiczne i papiernicze, a nawet rafinerie. Czyli te branże naszego przemysłu, które w ramach unijnego systemu redukcji emisji dwutlenku węgla muszą płacić za emisję dwutlenku węgla.

Poza elektrowniami węglowymi i gazowymi najwięcej CO2 emitują te zakłady produkcyjne, które zużywają bardzo dużo energii cieplnej (określane są one mianem przemysłu energochłonnego). Bo potrzebują jej w procesach produkcyjnych, np. w hucie do wytopu stali czy w fabryce płytek do ich wypalania. Wytwarzając tę energię na własne potrzeby, emitują duże ilości dwutlenku węgla (głównym źródłem emisji CO2 jest spalanie surowców energetycznych – węgla czy gazu – i paliw, służące produkcji energii i napędzaniu samochodów).

Unia Europejska w swej polityce klimatycznej skupiła się w pierwszej kolejności na największych emitentach CO2. Czyli właśnie na przemyśle energochłonnym. To dlatego rdzeniem tej polityki był i jest tzw. system handlu emisjami, zwany EU ETS. Objął on kilkanaście tysięcy elektrowni (głównie węglowych) i zakładów produkcyjnych w UE (hut metali i szkła, cementowni, rafinerii, fabryk płytek i ceramiki sanitarnej, zakładów chemicznych, papierniczych, wapienniczych, gipsowych itd.), które były największymi emitentami dwutlenku węgla. System ten polega na tym, że objęte nim zakłady muszą płacić za coraz większą część swej emisji CO2, a docelowo mają płacić za każdą wyemitowaną tonę dwutlenku węgla.

Problem zaczął się, gdy kilka lat temu władze UE postanowiły radykalnie zwiększyć i przyspieszyć redukcję emisji CO2. W tym celu administracyjnymi metodami doprowadziły do drastycznego wzrostu cen uprawnień do emisji CO2 w ramach systemu EU ETS. Na te działania godził się też polski rząd – także rząd PiS, który pod koniec 2019 r. zaakceptował kolejne radykalne zaostrzenie unijnej polityki klimatycznej (polegające na kolejnym bardzo znaczącym zwiększeniu planowanej redukcji emisji CO2), będące częścią przyjętego wówczas przez kraje unijne Europejskiego Zielonego Ładu. Przypominam o tym, bo rząd PiS wcześniej zapowiadał, że na takie zaostrzenie polityki klimatycznej się nie zgodzi (a zgodził się i to zapewne dlatego, by ustępując władzom UE w tej bardzo ważnej dla nich sprawie, zyskać ich ustępstwo w kwestii tzw. reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości, co rzeczywiście miało wtedy miejsce). Zaś dziś polski rząd mówi, że energia w Polsce bardzo drożeje przez unijną politykę klimatyczną i wynikający z jej zaostrzenia duży wzrost cen uprawnień do emisji CO2.

Ceny tych uprawnień jeszcze w 2017 r. były na poziomie 5-7 euro za tonę. Zdaniem władz UE były jednak za małe, by mobilizować największych emitentów CO2 do szybkiego i znaczącego obniżania tej emisji. Dlatego zaostrzały unijną politykę klimatyczną, zwiększając planowaną redukcję emisji CO2 i windując administracyjnymi, odgórnymi metodami (np. poprzez tzw. backloading czy mechanizm zwany MSR – Market Stability Reserve) ceny uprawnień do emisji CO2. Rezultat był taki, że w 2019 r. te ceny skoczyły do poziomu 25 euro za tonę. Pod koniec 2020 r. dochodziły do 30 euro, a dziś przekraczają pułap 60 euro za tonę.

Dla branż, które muszą płacić za emisję dwutlenku, to jest ogromne obciążenie, oznacza ogromne, wielomilionowe koszty. Dla tych branż jest to obciążenie podwójne. Bo z jednej strony muszą płacić dużo więcej za emisję CO2, a z drugiej o wiele więcej za prąd, który bardzo zdrożał (zwłaszcza w Polsce) w wyniku wzrostu cen uprawnień do emisji CO2. Co gorsza, uderza to bardziej w biedniejszą część UE, czyli w Europę Środkowo-Wschodnią, bo ma ona wciąż dużo większy udział przemysłu energochłonnego w swej gospodarce niż Europa Zachodnia.

Trzeba wspomnieć i o tym, że to jest również jedna z głównych przyczyn ostatniego drastycznego wzrostu cen wielu materiałów budowlanych (bo większe koszty ich producentów muszą przełożyć się na wzrost ich cen), np. stali i produkowanych z niej wyrobów budowlanych (np. prętów zbrojeniowych). Stal bardzo zdrożała m.in. dlatego, że w ostatnich latach w UE ograniczano jej produkcję, wyłączano kolejne piece hutnicze – ze względu na rosnące skokowo ceny uprawnień do emisji CO2, które sprawiały – w połączeniu z bardzo drożejącą z tego samego powodu energią elektryczną, że produkcja stali w Unii Europejskiej przestawała być opłacalna.

Tak czy owak już mamy do czynienia z tym, że produkcja w branżach energochłonnych w UE zmniejsza się (bo przez wysokie ceny energii i uprawnień do emisji CO2 przestaje się opłacać), a szybko zwiększa się unijny import produktów z tych branż spoza UE (tak jest np. w przypadku cementu). Bo poza UE te branże nie płacą za emisję dwutlenku węgla albo płacą za to o wiele mniej. Unia Europejska wprowadziła w tej dziedzinie najbardziej restrykcyjne przepisy na świecie. Ale efekt jest i będzie jedynie taki, że w UE emisja będzie się zmniejszać, ale na skutek przenoszenia tej emisji tam, gdzie nie trzeba za nią płacić lub płaci się za nią mniej. To już się dzieje. Np. w Chinach, z których UE importuje towary za setki miliardów euro rocznie, emisja CO2 się zwiększa, rośnie produkcja stali i jej eksport do UE, a m.in. w ślad za tym rośnie tam zużycie i wydobycie węgla, buduje się kolejne elektrownie węglowe.

Mimo to  UE chce kolejny raz zaostrzyć swą politykę klimatyczną, proponując ostatnio tzw. Pakiet Fit for 55. Zakładający jeszcze większą niż dotychczas redukcję emisji CO2 – o 55 proc. do 2030 r.

Dla energochłonnych branż w UE to może być zabójcze, szczególnie w Polsce, w której udział węgla w produkcji energii elektrycznej jest dużo większy niż w innych krajach unijnych, zwłaszcza zachodnich. Wprawdzie UE chce wprowadzić tzw. cło węglowe (tzw. CBAM), czyli opłaty od produktów branż energochłonnych, importowanych do krajów unijnych spoza UE. Tak, żeby zapewnić unijnym producentom równe szanse konkurowania. Ale z drugiej strony unijni producenci mają stracić całą pulę darmowych uprawnień do emisji CO2.

I stąd wziął się ostatni apel do polskiego rządu wystosowany przez przedstawicieli przemysłu cementowego, ceramicznego, wapienniczego i gipsowego w Polsce, którzy ostrzegają, że takie decyzje mogą doprowadzić do likwidacji wielu zakładów i tysięcy miejsc pracy w naszym kraju. I domagają się w związku z tym utrzymania puli bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 do 2030 r. Bo ich zdaniem samo wprowadzenie cła węglowego (tzw. CBAM) nie uchroni UE przed upadkiem przemysłu energochłonnego. Ja podzielam tę opinię, ale to temat na osobny artykuł, który na pewno napiszę i zamieszczę w serwisie Polskiemarki.info.

Poniżej przytaczamy skrót tego apelu i zamieszczamy link do jego całości:

„Przedstawiciele pracowników i pracodawców zwracają się do Rządu RP o niezwłoczne podjęcie działań chroniących energochłonny przemysł materiałów budowlanych, m.in. cementowy, ceramiczny, gipsowych i wapienniczy, przed negatywnymi skutkami prowadzonej przez UE polityki klimatycznej. Dążenie do tego aby Europa zmniejszyła emisje gazów cieplarnianych, o co najmniej 55% do 2030 r., nie jest proste.

Mając to na uwadze popieramy przyjęcie Mechanizmu Ochrony Granic CBAM w kształcie skutecznie chroniącym Polski przemysł materiałów budowlanych. Jednocześnie jesteśmy za utrzymaniem dostępu do bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 na obecnych zasadach w ramach obowiązującej Dyrektywy o EU ETS, w okresie przejściowym do roku 2030. Planowana nowelizacja Dyrektywy o EU ETS powinna skutecznie ograniczać możliwości spekulacji na rynku handlu emisjami.

Zwracamy się do Rządu RP o podjęcie z partnerami społecznymi, branżowymi i samorządowymi rozmów na temat sprawiedliwej transformacji polskiego przemysłu cementowego, ceramicznego, gipsowego i wapienniczego, ponieważ w wyniku realizowanej obecnie polityki klimatycznej UE oraz proponowanej przez KE do realizacji w ramach pakietu fit „Fit for 55” dojdzie do likwidacji miejsc pracy w naszych zakładach.

„Ucieczka” produkcji z Polski poza granice UE może mieć szczególnie negatywne konsekwencje dla rynku pracy w regionach, w których koncentruje się przemysł cementowy, ceramiczny, gipsowy i wapienniczy. Przemysł ceramiczny zapewnia w Polsce około 15 tysięcy bezpośrednich miejsc pracy i obejmuje ponad 30 zakładów produkcyjnych w całym kraju. W kraju jest 13 zakładów produkujących cement, wspierających miejsca pracy dla 22 tys. osób, zatrudniających bezpośrednio 3,5 tys. pracowników. Branża wapiennicza wspiera miejsca pracy dla 3 tys. osób, w tym zatrudnia ok. 850 pracowników. Przemysł gipsowy zatrudnia 3 tys. pracowników produkcyjnych i pomocniczych.

Wprowadzenie CBAM wymaga zarówno utrzymania systemu handlu emisjami EU-ETS zorientowanego na finansowanie działań modernizacyjnych w ramach Funduszu Innowacyjnego, jak i zwiększenia inwestycji publicznych wspierających działania na rzecz neutralności klimatycznej przemysłu materiałów budowlanych.

Oczekujemy, że w przyjętej jeszcze tym roku przez Rząd RP Polityce Przemysłowej Polski zostaną określone możliwości wprowadzenia nowych, innowacyjnych rozwiązań, które wpłynęłyby na ograniczenie emisji CO2 z przemysłu materiałów budowlanych.  Na tej podstawie przyjęty zostanie budżet, na realizację wsparcia dla m.in. przemysłów: cementowego, ceramicznego, gipsowego oraz wapienniczego, a także określone ze strony państwa instrumenty prawne i organizacyjne zapewniające realizację polityki przemysłowej w odniesieniu do tych przemysłów”.

To zaś link, pod którym można znaleźć to stanowisko w całości:

https://dlabudownictwa.pl/stanowisko-ws-wprowadzenia-cbam-w-ramach-pakietu-fit-for-55-dla-przemyslu-materialow-budowlanych-oraz-podjecia-rozmow-z-rzadem-rp-na-temat-sprawiedliwej-transformacji-tego-przemyslu/

A na koniec linki do części moich artykułów na ten temat, które zamieściłem w popularnym portalu ekonomicznym – Obserwatorfinansowy.pl i w których postuluję, by obecny unijny system handlu emisjami zastąpić unijnym podatkiem węglowym (jego gorącym zwolennikiem jest m.in. Paul Romer, niedawny noblista w dziedzinie ekonomii), nakładanym na wszystkie towary (te produkowane z UE i te importowane do krajów unijnych spoza UE), których wytwarzaniu czy wykorzystywaniu towarzyszy emisja CO2. Byłby to bowiem dużo sprawiedliwszy i skuteczniejszy sposób na redukcję emisji CO2. Władze UE wybierają inną metodę, cło węglowe, którego wprowadzenie moim zdaniem będzie bardzo problematyczne, długotrwałe i może skończyć się tak samo, jak próba objęcia unijnym systemem handlu emisjami wszystkich linii lotniczych latających do i z UE. Skończyło się na tym, głównie na skutek protestu Chin, że objęto tym systemem tylko loty w obrębie UE. To sprawia, że linie unijne, dla których rynek europejski jest rynkiem podstawowym, są w gorszej sytuacji, mają gorsze warunki konkurowania na globalnym rynku niż linie pozaunijne. Teraz wreszcie obiecane wcześniej linki:

https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/cenowe-napiecie/

https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/podatek-spekulacyjny/

https://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/analizy-debata/analizy/wspolnota-bez-wegla-i-stali/

https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/drogi-klimat-europejski/

Autor artykułu: Jacek Krzemiński