10.09.2021

Zgubne skutki zbyt dużego uzależnienia się od importu z Azji

Ceny sprzętu komputerowego wariują, koncerny motoryzacyjne wstrzymują produkcję, też w Polsce. I ma to wspólną przyczynę: niedobory procesorów, choć w przypadku sprzętu komputerowego to jeden z dwóch głównych powodów dużych podwyżek cen. Drugą są kopacze kryptowalut, przez których na rynku zaczęło brakować kart graficznych.

W komentarzu Polskiego Instytutu Ekonomicznego na ten temat czytamy: „Wysoki koszt sprzętu komputerowego napędzany jest przez ceny dwóch podzespołów – kart graficznych oraz procesorów CPU. Dane ofertowe wskazują, że od początku 2020 r. produkty te podrożały kolejno o 215 proc. oraz 175 proc. Dla porównania koszt kości pamięci RAM praktycznie nie uległ zmianom, a dyski twarde podrożały umiarkowanie (ok. 5 proc.)”.

PIE dodaje, że wzrost cen kart graficznych jest bezpośrednio związany z wykorzystaniem tego podzespołu do kopania kryptowalut. I jeśli ceny kryptowalut rosną, to rośnie też popyt na karty graficzne. Inaczej jest w przypadku procesorów. „Ceny procesorów mocno wzrosły na początku pandemii z uwagi na większe zapotrzebowanie na sprzęt elektroniczny do pracy czy edukacji zdalnej” – czytamy w komentarzu PIE. „W 2021 r. druga fala podwyżek występuje z powodu niedoborów sprzętu. Komentarze z konferencji wynikowej Intel (głównego producenta w USA) wskazują, że rynek wchodzi obecnie w apogeum niedoborów, a odzyskanie równowagi zajmie przeszło rok”.

Braki procesorów, a dokładniej potrzebnych do ich produkcji półprzewodników, nie tylko windują ceny sprzętu komputerowego, ale powodują też przestoje w wielu fabrykach samochodów. W fabryce Volkswagena we Wrześni taki przestój właśnie trwa. Wcześniej na tydzień wstrzymała produkcję Scania, a w połowie września mają stanąć z tego powodu japońskie fabryki Toyoty. Inni producenci też informują o kolejnych możliwych przestojach. Efekt jest m.in. taki, że dziś na nowe auto czeka się w Europie, w tym w Polsce, dużo dłużej niż wcześniej, nawet kilka miesięcy.

Nie mówi się jednak o tym, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest też zbytnie uzależnienie od importu z Azji, to, że szczególnie Europie brakuje własnej produkcji półprzewodników i innych komponentów elektronicznych. Europa utraciła tę produkcję na rzecz krajów azjatyckich. Jeszcze na początku lat 90. głównymi producentami półprzewodników na świecie była właśnie Europa, Stany Zjednoczone i Japonia. Dziś mają one tylko 35 proc. światowej produkcji (Europa jedynie 9 proc.), którego większość jest obecnie w rękach Chin, Tajwanu i Korei Południowej. I Zachód jest na nie zdany, mogą mu one dyktować warunki. Szczególnie, że niektórzy azjatyccy producenci, jak największy na świecie producent układów scalonych, tajwański koncern TSMC (z rocznymi przychodami przekraczającymi bilion dolarów, zatrudniający 56 tys. osób i wyceniany na giełdzie na 580 mld dolarów), mają w produkcji niektórych części elektronicznych niemal monopolistyczą pozycję.

To dlatego USA i Japonia chcą odbudowywać swój przemysł półprzewodników.  Czy tym tropem podąży Europa? Powinna podążyć, ale na razie na to się nie zanosi.

Autor artykułu: Jacek Krzemiński