7.10.2021

Narastają problemy gospodarcze Chin. Ale dla nas to też szansa

Przerwy w dostawach prądu w Chinach mogą się nasilić, bo przez powódź w prowincji Shanxi wstrzymano wydobycie w 27 tamtejszych kopalniach węgla. Tymczasem obecny niedobór prądu w Państwie Środka jest spowodowany głównie niedoborem węgla i bardzo dużym wzrostem jego cen.

W wyniku powodzi w prowincji w Shanxi wstrzymano tam też wydobycie w 99 kopalniach innych surowców oraz produkcję w siedmiu firmach chemicznych. I nie wiadomo, kiedy wszystkie zakłady, które zamknięto z powodu tej powodzi, znów będą mogły funkcjonować. W prowincji Shanxi, w której wylały trzy rzeki, ogłoszono stan wyjątkowy i ewakuowano ponad 10 tys. osób.

Jeszcze niedawno obawiano się, że do kryzysu w Chinach, a w ślad za tym kryzysu gospodarczego na całym świecie, może dojść przez ewentualne bankructwo mającej potężne problemy finansowe firmy Evergrande, jednego z dwóch największych chińskich deweloperów. Na razie wydaje się jednak, że władze Chin zrobią wszystko, by do tego bankructwa nie dopuścić. I mają możliwości, by ów cel osiągnąć.

Ale w tzw. międzyczasie pojawiło się nowe potężne zagrożenie: bardzo poważne kłopoty chińskiego sektora energetycznego. W sierpniu pojawiła się informacja, że chińskie zapory wodne, budowane wiele lat temu, nie są przygotowane na tak intensywne deszcze, jakie mają miejsce – w związku ze zmianami klimatycznymi – obecnie. I że wiele z nich może tego zwiększonego obciążenia nie wytrzymać. Dwie z nich – w chińskiej prowincji Wewnętrzna Mongolia – już nie wytrzymały i runęły w lipcu tego roku pod naporem wody. Poniżej link do pokazującego to filmiku na YouTube:

Problem polega też na tym, że wiele z chińskich zapór budowano „bez należytej staranności”. Dlatego władze Chin już analizują, które z tam należałoby zamknąć i rozebrać. Jak napisał portal wnp.pl, szacunkowe dane wskazują, że zamknięcie – z tych powodów – grozi aż 40 tys. zaporom wodnym w Chinach. Czyli niemal połowie chińskich zapór, których jest łącznie 98 tys.

To jednak oznaczałoby wielkie problemy dla chińskiej energetyki, bo chińskie zapory to na ogół jednocześnie elektrownie wodne. Gdyby zlikwidowano aż tyle tam, oznaczałoby to ubytek 50 gigawatów mocy w chińskim systemie energetycznym. By zobrazować skalę problemu: to więcej niż wynosi moc wszystkich elektrowni w Polsce.

Teraz w potężne tarapaty wpadły chińskie elektrownie węglowe, które cierpią z powodu niedoborów węgla i bardzo dużego wzrostu jego cen. Efektem tej sytuacji są przerwy w dostawach prądu w Chinach. Pisaliśmy już o tym w naszym serwisie, ale chcielibyśmy przytoczyć jeszcze analizę na ten temat, zamieszczoną w najnowszym (z 7 października) wydaniu „Tygodnika Gospodarczego” Polskiego Instytutu Ekonomicznego (to link d niego: https://pie.net.pl/wp-content/uploads/2021/10/Tygodnik-Gospodarczy-PIE_40-2021.pdf):

„Niedobory energii dotykają obecnie ok. 20 chińskich prowincji. W ich konsekwencji szereg zakładów musiał wstrzymać produkcję. Goldman Sachs szacuje, że aż 44 proc. działalności przemysłowej kraju zostało dotkniętej brakiem prądu, najbardziej ucierpiały energochłonne gałęzie przemysłu, tj. produkcja stali, aluminium, cementu czy  nawozów sztucznych. Problem ten jest szczególnie dotkliwy w północno-wschodnich regionach przemysłowych, które od kilku lat cechuje niższy wzrost gospodarczy.

Rosnący popyt na chińskie towary, który stanowi pokłosie gospodarczego odbicia po pandemii, skutkuje rosnącym zapotrzebowaniem na energię. W pierwszych ośmiu miesiącach tego roku producenci energii dostarczyli ok. 15 proc. więcej energii niż w analogicznym okresie 2020 r. Ta jest w większości wytwarzana z węgla kamiennego. Mimo oficjalnego celu neutralności klimatycznej do 2060 r. i zapowiedzi stopniowego ograniczania zużycia węgla od 2026 r., Chiny są jego największym światowym konsumentem, a jego zużycie zwiększa się także w tym roku. Zarazem w związku z suszami w południowo-zachodnich Chinach zmniejszył się udział energii wodnej w wytwarzaniu energii, co skutkowało jeszcze większym popytem na węgiel.

Od początku roku ceny węgla kamiennego wzrosły już ponad trzykrotnie i stale rosną. Zarazem chiński rząd ściśle kontroluje ceny energii elektrycznej. Ich fluktuacja jest możliwa w niewielkim – 10-proc. – zakresie, po akceptacji ze strony władz (do czego ostatecznie doszło w 14 prowincjach. Dlatego dostarczyciele energii, w celu minimalizowania strat wynikających z wysokich cen surowców i braku odpowiednich mechanizmów rekompensacji, zdecydowali się na zmniejszenie produkcji, co skutkowało ograniczeniem jej podaży.

Według chińskich mediów problemy z niedoborami energii elektrycznej wynikają w znacznym stopniu z krajowej polityki klimatycznej. Prowincje mają wyznaczone cele ograniczania konsumpcji i zwiększania efektywności energetycznej. Te, które mają problem z ich realizacją, mogą decydować się na odgórne ograniczanie konsumpcji energii. Krótkookresowe przerwy w dostawach prądu nie miałyby jednak długoterminowego wpływu na poprawę wskazanych wskaźników. Do tego potrzebne są bardziej punktowe rozwiązania, polegające na identyfikacji konkretnych producentów niespełniających wyznaczonych norm.

Problemy chińskiego przemysłu (wraz z niepewnością towarzyszącą możliwej upadłości Evergrande) skutkują obawami o spowolnienie wzrostu, co przełoży się na inne rynki. Według danych chińskiego Narodowego Urzędu Statystycznego, wrześniowy PMI dla przemysłu spadł po raz pierwszy od wybuchu pandemii koronawirusa, czyli od lutego 2020 r. poniżej 50 pkt. Wynosi 49,6, co oznacza kurczenie się tego segmentu gospodarki. Obniżeniu uległy także tegoroczne prognozy wzrostu dla chińskiej gospodarki – Goldman Sachs zredukował je o 0,4 pkt. proc. do 7,8 proc.

Niedobory energii przekładają się też na wzrost cen surowców, których znaczny odsetek wytwarzany jest głównie w Chinach, m.in. cena aluminium jest na początku października br. najwyższa od 2008 r. W miarę zbliżania się zimy, problemy z niedoborami energii mogą być częstsze, co w globalnej skali może negatywnie wpływać na łańcuchy dostaw”.

Czym są zakłócenia dostaw z Chin, mieliśmy już okazję doświadczyć w pierwszych miesiącach pandemii. I te zakłócenia wciąż trwają, czego wynikiem są często opóźnione dostawy z Chin. Jak mówił w ostatnich dniach prezes jednej z największych polskich firm, dziś tylko 30 proc. dostaw z Azji (głównie z Chin) statkami przybywa na czas (przed pandemią było to 85 proc). Do tego dochodzi kilkakrotny wzrost cen transportu morskiego. Jeszcze w zeszłym roku za transport statkiem jednego kontenera z Azji do Europy trzeba było zapłacić 3 tys. dolarów. Obecnie to 14-15 tys. dolarów.

To wszystko nakręca szalejącą dziś drożyznę i potęguje problemy Chin. Ale jest też światełko w tunelu: nawet jeśli ta sytuacja skończy się kryzysem (a może się nim skończyć), to daje ona dużą szansę na przeniesienie sporej części produkcji z Chin do Europy. Europa, podobnie, jak Stany Zjednoczone, w zbyt dużym stopniu przeniosła swą produkcję do Chin i w zbyt dużym stopniu uzależniła się do importu z tego kraju. I dziś bardzo boleśnie odczuwamy tego skutki, z których najdotkliwszym jest drożyzna i niedobory wielu produktów. Jeśli jednak wyciągniemy z tej sytuacji właściwe wnioski, możemy w dłuższej perspektywie być w dużo lepszej sytuacji niż dziś.

Jacek Krzemiński