Firmy państwowe lepsze od prywatnych?
Według danych GUS w Polsce przeciętne wynagrodzenia w firmach państwowych i samorządowych są dużo wyższe niż w prywatnych. I tak jest od lat. To bardzo ciekawe zjawisko, biorąc pod uwagę, że firmy prywatne są na ogół lepiej zarządzane, bardziej efektywne i bardziej zyskowne niż przedsiębiorstwa należące do państwa czy do samorządów.
Najpierw twarde dane. Według statystyk GUS, uwzględniających firmy zatrudniające co najmniej 10 osób, przeciętne wynagrodzenie miesięczne w przedsiębiorstwach publicznych (państwowych i samorządowych) wyniosło w 2020 r. 5901 zł brutto, a w prywatnych – 5014 zł brutto. Bardzo podobnie było 10 lat temu, bo w 2010 r. średnia pensja w firmach należących do państwa i samorządów wynosiła 3758 zł brutto, a w prywatnych – 2952 zł. Różnica jest duża i bardzo zastanawiająca. Z czego ona wynika? Moim zdaniem głównie z upolitycznienia państwowych i samorządowych firm. Z tego, że bardzo silną pozycję mają w nich związki zawodowe, one mają też ogromny wpływ na zarządzanie nimi. Dlatego, że rządzą tymi firmami menedżerowie z klucza politycznego (z nadania partii rządzącej), którzy często wcześniej byli działaczami partyjnymi. Zaś politykom rządzącej w danym momencie partii zależy na poparciu licznych załóg dużych państwowych firm.
Podobnie jest na szczeblu samorządowym. I efekt jest taki, że pensje w państwowych i samorządowych firmach pensje są często wyśrubowane do granic możliwości, ponad rynkowe realia. To dobrze widać, gdy przegląda się zestawienie GUS, pokazujące, w których miastach i powiatach w Polsce najlepiej się zarabia. W tym zestawieniu numerem 1 wcale nie jest Warszawa, ale Jastrzębie-Zdrój i powiat lubiński, w których największym pracodawcą są wielkie państwowe firmy (w Jastrzębiu – Jastrzębska Spółka Węglowa, a w powiecie lubińskim – KGHM). A one swymi bardzo wysokimi zarobkami zawyżają średnią płacę w mieście i powiecie.
Wśród miast i powiatów, które trafiły na tę listę, jest mnóstwo podobnych przypadków, w których jedna wielka firma, główny tamtejszy pracodawca, płaci bardzo dobrze, innych firm jest tam niewiele, więc de facto wysokie zarobki nie są w całym mieście czy całym powiecie, ale w tej jednej firmie.
Tak jest bowiem nie tylko w Jastrzębiu-Zdroju i powiecie lubińskim, ale i np. w powiecie bełchatowskim (kopalnia węgla brunatnego i wielka elektrownia węglowa), powiecie łęczyńskim (kopalnia węgla kamiennego „Bogdanka”), Jaworznie (kopalnia węgla i elektrownia węglowa „Jaworzno”), powiecie kozienickim (węglowa Elektrownia Kozienice), powiecie polkowickim (KGHM), Policach (wielkie państwowe zakłady chemiczne) czy Płocka (rafineria PKN Orlen).
I problem właśnie w tym, że te firmy są państwowe (a dokładniej państwo jest w nich głównym, największym udziałowcem) i bardzo wysokie zarobki w nich na ogół nie wynikają z tego, że działają one w najbardziej zyskownych branżach (bo nie są nimi przecież np. kopalnie węgla energetycznego czy elektrownie węglowe) i są świetnie zarządzane. Ale wynikają z ich upolitycznienia. Wielu ludzi marzy, żeby dostać dobrze płatną posadę w zamożnej państwowej firmie, bo zwykle pracuje się tam lżej niż w prywatnej, a zarabia więcej. Czy to normalne? To pytanie, oczywiście, retoryczne.