14.09.2021

Polska ma znów import towarów większy od ich eksportu

Według ostatnich danych (za lipiec tego roku) Narodowego Banku Polskiego nasz kraj znów ma deficyt w handlu zagranicznym towarami (czyli import większy od eksportu). W lipcu sięgnął on 3,2 mld zł.

To nie koniec złych wieści, bo w lipcu mieliśmy też deficyt w obrotach bieżących (w wysokości 1,8 mld euro), obejmujących nie tylko eksport/import towarów, ale także m.in. eksport/import usług. Na dodatek ten deficyt był 10-krotnie wyższy niż prognozowany wcześniej przez analityków, którzy spodziewali się, że wyniesie on 170 mln euro.

Podobnie było z procentowym wzrostem eksportu i importu, bo w lipcu nasz import wzrósł bardziej niż przewidywali analitycy. Zakładali oni, że import Polski zwiększy się w tym czasie o 18,3 proc., a wzrósł aż o 22,1 proc. (w porównaniu do tego samego miesiąca zeszłego roku). Zaś nasz eksport urósł w pierwszym miesiącu wakacji mniej niż zakładały prognozy – o 13,7 proc., choć miał być większy o 15,1 proc.

„Zdecydowanie największy wpływ na wzrost wartości eksportu miały baterie samochodowe (od red. do aut elektrycznych)” – napisał NBP. „Szybszy wzrost importu towarów spowodowany był między innymi rosnącymi cenami paliw”.

Bank centralny podał, że w lipcu 2021 roku średnia cena importowanej ropy była o 68,4 proc. wyższa niż przed rokiem. NBP dodał jednak, że na tak duży wzrost importu duży wpływ miał też szybko rosnący import tzw. dóbr pośrednich (czyli m.in. materiałów, części i urządzeń, służących do produkcji), które w ostatnich miesiącach stanowią ponad połowę wartości importu.

„Zwiększenie się wartości importu w tej kategorii związane jest z utrzymywaniem się wzrostowej tendencji w eksporcie wyrobów charakteryzujących się wysokim udziałem zagranicznej wartości dodanej” – napisał NBP.

Ujmując rzecz prościej, za ten wzrost importu odpowiedzialne były głównie fabryki zagranicznych koncernów w Polsce, które używają do produkcji bardzo dużo części czy materiałów z importu, sprowadzanych z innych krajów.

Na koniec komentarz:

Polska miała deficyt w handlu zagranicznym przez wiele lat – od początku lat 90. aż do 2015 r. W 2018 r. znów miała deficyt w handlu zagranicznym towarami, w wysokości 19,5 mld zł. I teraz ponownie grozi nam, że wrócimy do niego na dłużej. Powodem są wysokie ceny ropy i gazu, które w zdecydowanej większości musimy importować. A wszystko wskazuje, że ich ceny utrzymają się na tym poziomie jeszcze przez wiele miesięcy.

Jest jedno „ale. Można bowiem znaleźć wiele krajów, które prawie nie mają własnych złóż ropy i gazu, muszą je importować, a mimo to mogą pochwalić się nieustającą, nieprzerwaną nadwyżką w handlu zagranicznym. To np. Niemcy, Szwajcaria, Belgia, Dania, Korea Południowa, Tajwan czy Chiny. Co więcej, są to na ogół kraje, które mają wyższe koszty produkcji (wyższe koszty pracy) niż Polska, więc powinno być im trudniej niż nam uzyskiwać nadwyżkę eksportu nad importem. A jednak doskonale sobie z tym radzą. Dlaczego? M.in. dlatego, że mają bardziej niż my rozwinięty przemysł i bez porównania więcej niż Polska własnych, rodzimych silnych koncernów (a więc i silnych rodzimych marek), które działają na skalę globalną. Dzięki temu produkcja w tych krajach to w większości produkcja rodzimych firm, które mają też silniejszą pozycję na swoich macierzystych rynkach niż polskie firmy w naszym kraju. To obniża import (tamtych państw), także dóbr pośrednich, które są tam w większym stopniu niż u nas produkowane na miejscu.

W Polsce w lipcu najbardziej wzrósł eksport baterii do aut elektrycznych. Z tym, że te baterie produkują u nas wyłącznie koncerny zagraniczne. To oznacza po pierwsze duży import części i materiałów do produkcji tych baterii, a po drugie – odpływ zysków z tego eksportu za granicę, do krajów macierzystych producentów, do ich zagranicznych central.

Autor artykułu: Jacek Krzemiński